U Gutowskiego wyraźnie widać, że świat zwierząt i ludzi przecina się nieustannie, pokazując naszą bezradną ucieczkę od świata biologii.
Tym samym nie zmienia się w twórczości Gutowskiego rama modalna, w którą wpisywane są treści przyprawione ironią/ lękiem / melancholią; najczęściej w tempach adagio i andante. Niepokojąca cisza, mrok, w powietrzu duszno i miejscami wilgotno. Niemożliwa jednoznaczność ma stanowić trampolinę docierania do kolejnych warstw bezsenności, która zamiast wywoływać strach, staje się źródłem niebezpiecznej czułości, jaką organizuje nam autor. Żadne z uczuć, ze stanów, nie jest nam dane raz na zawsze – wydaje się przypominać. Rutyna, „przewidywalne rozkosze”, znane na wskroś, piękno na zawołanie, brak pęknięć na powierzchni – tego nie będzie za grosz w jego pracach. Gutowski ciągle stawia na ucieczkę od teflonowej urody, hiperwizerunków, fascynacji młodością. Pewniejszy jest u niego niepokój na dnie blasé. Zachłyśnięcie się zamykaną na trzydzieści trzy spusty podświadomością.
Wyprawa na manowce rzeczywistości, skąd prosta droga na „tamtą stronę” – obok, jak najdalej od tego, co snobistyczne, łatwe, pozorne i przy okazji. Aż owo Obok stanie się coraz wyraźniejsze, barwne, autentyczne, rzeczywiste, by nie można go było zlekceważyć.
Dla autora prac świat spoza kadru jest bardziej interesujący, niż ten w widziany w obiektywie. A barwy podsycają temperaturę prac i wyznaczają ślady „przeszłych” emocji, przypominających na zmianę to o przyjemności, to o bólu. W końcu zaglądasz tutaj na własną odpowiedzialność. Wspomnienia, wrażenia, bezwiednie następują po sobie, by po latach wrócić jak echo z nowym przekazem. Retrospektywna analiza uczuć coraz częściej wyklucza spontaniczne wybuchy porywów serca. Z wykalkulowanym uniesieniem bardziej nam do twarzy. Już prawie nikogo z nas nie dziwi, że pomimo „naturalnego” dążenia ludzi do szczęścia, w eudajmonizmie społecznym „wytwarzamy” coraz więcej, a może ciągle tyle samo cierpienia i smutku, chociaż jesteśmy tacy nowocześni …