Jako ludzie lubimy stawiać wyraźne granice pomiędzy różnymi sferami naszego życia. Odgraniczamy od siebie życie prywatne od zawodowego, kiedy organizujemy jakieś spotkania, to unikamy mieszania towarzystwa, które nie przepada za sobą, gdy planujemy czas z rodziną, to nie odbieramy telefonów służbowych, ani nawet tych od naszych przyjaciół. W przypadku sztuki kierujemy się upodobaniami i skutecznie filtrujemy w poszukiwaniach te dzieła, które interesują nas najbardziej od tych, które są dla nas najmniej wartościowe. Tak samo powinno to wyglądać w przypadku samych twórców – powinniśmy odbierać ich dzieła nie zwracając uwagi na ich pochodzenie, wiek, płeć, orientację, wyznawaną przez nich religię czy światopogląd. A jednak wielu z nas ma z tym problemy. Bo gdzieś w podświadomości siedzi nam myśl, że nie powinniśmy wspierać artysty, z którego przekonaniami nie zgadzamy się w ogóle. Jest to oznaka naszego wewnętrznego wojownika, który szanuje tych, którzy są tacy, jak on i gardzi tymi, którzy w jakiś sposób odstają od jego wartości.
Sztuka powinna być wolna od takich uprzedzeń i takiego postępowania. Dzieła są różne, jak i ich twórcy, co samo sprawia, że w sztuce tworzonej przez określoną osobę znaleźć można będzie elementy ich światopoglądu czy religii. Czy jednak oznacza to, że dane dzieło może być przez nas odtrącone, wzgardzone i zmieszane z błotem? Tak. Bo mamy prawo decydować o tym, które dzieła sztuki są dla nas wartościowe. I nie. Bo nie możemy nie tolerować sztuki, a tym bardziej gardzić nią, bo nie podoba nam się jej twórca. Sztuka jest narzędziem uniwersalnym, które służyć może do przedstawiania wielu poglądów, z którymi w ogóle nie musimy się zgadzać. Ale nie oznacza to wcale, że takie dzieło nie będzie mogło się nam podobać. Tak samo jest z naszym nastawieniem do twórców – bez znaczenia są ich poglądy i czyny, bo liczy się to, co dają światu w postaci obrazów, książek, filmów czy rzeźb.
Oczywiście mamy prawo do tego, by dane dzieło odbierać negatywnie tylko przez to, że negatywnie postrzegamy jego autora. Ale w sztuce nie liczy się osoba, która ją tworzy(chociaż bez niej nie byłoby sztuki), ale to, co pojawia się w jej dziełach i jak one na nas oddziałują. Możemy bez problemu zachwycać się tworem osoby, której poglądów nie trawimy. Wystarczy, że postawimy sobie granicę pomiędzy sztuką samą w sobie, a otoczką, która towarzyszy jej powstawaniu. Nasze życie odbiorcy będzie wtedy znacznie przyjemniejsze i pozbawione większości negatywnych emocji.