W tytule tego wpisu kryje się mały haczyk, którego ktoś może nie dostrzec. Bo która interpretacja jakiegokolwiek dzieła sztuki jest słuszna, a która błędna? Jak jesteśmy w stanie to ocenić? Czy słuszne jest to, co sądzi wielu ludzi jednocześnie o jakimś obrazie czy o jakiejś płycie muzycznej? Czy jedyna dobra interpretacja to ta, która wypływa z wszelkiej maści specjalistów i znawców tematu? Czy każdy z nas musi myśleć tak, jak większość, by być pewnym, że odkryliśmy sens powstania książki czy rzeźby? Nie. Podział na lepsze lub gorsze czy na słuszne lub błędne interpretacje dzieł sztuki nie ma jakiegokolwiek sensu, bo nie odzwierciedla najważniejszej wartości, jaką sztuka sobą reprezentuje – wolności i swobody w odczytywaniu znaków, które zostawiają nam artyści. Jeżeli już chcemy upierać się odnośnie tego, kto ma rację, kiedy przychodzi moment interpretowania dzieł sztuki, to powinniśmy zgodnie stwierdzić, że jedynie twórcy danego dzieła mają pełne i jedyne prawo do wyjaśniania innym, dlaczego zrobili coś tak, a nie inaczej. Bo każdy inny człowiek zawsze widzieć będzie w sztuce to, co zobaczyć pragnie. Każdy odczytywać będzie poszczególne elementy w kontekście własnej osoby, własnych doświadczeń i nadziei. A jednak można przesadzić w jakimś stopniu, jeżeli chodzi o interpretowanie sztuki. Można zapędzić się na tereny niebezpieczne i dające nam jedynie złość, rozgoryczenie i nienawiść.
Wszystko wynika z tego, jak bardzo dzieła sztuki oddziałują na nas i jak wielką sprawiają nam przykrość. Możemy być zawiedzeni tym, co widzimy lub słyszymy i możemy odczuwać przez to negatywne emocje. Ale wciąż opiera się to na naszych odczuciach i emocjach, co jest dobre, bo to w końcu my mamy prawo samodzielnie decydować o tym, jakie uczucia dopuścimy do siebie pod wpływem sztuki. Można jednak sztukę również zrozumieć w złym kierunku, a przez to krzywdzić ją i ludzi, którzy się nią zachwycają. Ten aspekt dotyczy sytuacji, gdy przed zapoznaniem się z danym dziełem w całości reagujemy negatywnie, bo działamy pod wpływem pierwszych lepszych skojarzeń, które nie mają nic wspólnego z rzeczywistością. Niektórym z nas wystarczy zasłyszeć gdzieś tytuł piosenki, który nawiązuje do mało popularnych subkultur i wierzeń, by skazywać cały utwór na swoistą banicję. Wielu z nas ocenia książki po okładkach, a filmy po plakatach i na podstawie tych krótkich i mało dokładnych spotkań wyciągamy błędne wnioski o całym dziele. O to chodzi w tytule tego wpisu, o błędy, jakie sami sprowadzamy do rzeczywistości i na ich podstawie dokonujemy osądów.