Legenda dotycząca obciętego ucha Vincenta van Gogha to jedna z najciekawszych, chociaż jednocześnie najbardziej makabrycznych, ciekawostek w historii sztuki. Ostatnio naukowcy wrócili do tego wydarzenia, żeby rzucić na nie zupełnie nowe światło. Co dziś możemy powiedzieć na temat przyczyn, dla których francuski malarz się okaleczył?
Pasja i szaleństwo
Niesamowita i przerażająca historia Vincenta van Gogha, który obciął sobie ucho, powtarzana jest chętnie przez miłośników historii sztuki, nauczycieli plastyki i osoby tworzące biograficzne notki na temat francuskiego malarza. Według powszechnie przyjętej wersji, do okaleczenia miało dojść na skutek kłótni z innym artystą, Paulem Gauguinem, który przez jakiś czas mieszkał z van Goghiem w miejscowości Arles. Między panami miało dochodzić do sprzeczek spowodowanych różnicami charakterów, planami artystycznymi, ale też postępującą (chociaż nigdy niezdiagnozowaną) chorobą afektywną dwubiegunową Vincenta van Gogha. Francuz miał pod wpływem wzburzenia odciąć sobie fragment małżowiny usznej i wysłać ją w makabrycznym prezencie jednej z zaprzyjaźnionych prostytutek, która miała się nim zaopiekować. Po tym wydarzeniu wielokrotnie malował swój autoportret z opatrunkiem na uchu (przykładem może być obraz olejny „Autoportret z zabandażowanym uchem” z 1889, na którym Vincent van Gogh namalował samego siebie z fajką w ustach).
Ostatnio naukowcy z holenderskiego University Medical Centre w Groningen wrócili do tego wstrząsającego wydarzenia z życia malarza, publikując swoje nowe spostrzeżenia w „International Journal of Bipolar Disorders”. Według nich van Gogh działał nie pod wpływem „zwykłego ataku szaleństwa” (jak tłumaczył później sam artysta), ale epizodu delirium tremens, wywołanego odstawieniem alkoholu. Holenderscy badacze twierdzą ponadto, że Vincent cierpiał na epilepsję z napadami nieświadomości oraz na powracające stany lękowe, urojenia lub halucynacje.
Należy jednak pamiętać, że doniesienia badaczy lepiej traktować z dystansem. Opierają się wyłącznie na analizie listów pozostawionych przez Vincenta van Gogha oraz dokumentacji medycznej, do jakiej naukowcy byli w stanie dotrzeć. Sam Willem Nolen, profesor psychiatrii, który odpowiada za badania, uważa, że van Gogh mógł upiększyć opisywane w listach do bliskich sytuacje czy zdarzenia z życia. Jak mówi naukowiec, ”chociaż zawierają one wiele informacji, musimy pamiętać, że nie pisał ich do lekarzy, ale do członków rodziny i krewnych, aby ich poinformować, uspokoić lub coś załatwić”.
Niedoceniony Vincent
Na stan psychiczny Vincenta van Gogha na pewno wpływ miało nie tylko uzależnienie od alkoholu, ale też życie na granicy ubóstwa, w poczuciu bycia artystą niedocenionym. Chociaż Francuz jest autorem ponad 2000 dzieł (w tym 870 obrazów na płótnie, 150 akwarel, ponad 1000 rysunków i 133 szkiców listowych), za życia sprzedał tylko jedną pracę, w dodatku nie marszandowi, a swojemu lepiej sytuowanemu bratu. Zmarł w wieku zaledwie 37 lat na skutek samobójczego strzału z broni palnej, po dwóch dniach agonii. Jego prace stały się sławne już po jego śmierci, spopularyzowane przede wszystkim przez szwagierkę Vincenta, Johannę van Gogh-Bonger oraz kolekcjonerkę Helene Kröller-Müller. Dziś obrazy na płótnie autorstwa Holendra należą do najdroższych dzieł sztuki na świecie. W 1990 roku jego obraz „Portret doktora Gacheta” został sprzedany na aukcji w nowojorskim Christie’s za 82,5 miliona dolarów. Co ciekawe, do dziś nie wiadomo, gdzie znajduje się to płótno – jego właściciel zmarł w 1996 roku, nie pozostawiając żadnych informacji dotyczących drogocennego dzieła sztuki.
Vincent van Gogh wpłynął w znaczący sposób na malarstwo współczesne. Inspirowali się nim tacy twórcy jak Jackson Pollock, Francis Bacon czy Henri Matisse, ale też szereg mniej znanych malarzy, zafascynowanych sposobem obrazowania rzeczywistości van Gogha: bezkompromisowym, odważnym, dzikim. Obrazy na płótnie, które wyszły spod pędzla Holendra, są symbolem jego życiowych trudności, ale niezmiennie zachwycają i inspirują.