Pretekstem do naszej rozmowy jest trwająca, 40. Indywidualna wystawa Emilii. Spotykamy się w krakowskiej pracowni przy ulicy Fałata. Był czas kiedy bywałam tutaj dosyć często. Nigdy nie miałam wątpliwości, że jest to pracownia z prawdziwego zdarzenia. Poznajcie Emilię Gąsienicę-Setlak.
Od ilu lat malujesz?
Zawodową aktywność zaczęłam przed studiami, jeszcze jako uczennica zakopiańskiej szkoły plastycznej im. Antoniego Kenara. Zadebiutowałam mając siedemnaście lat indywidualną wystawą wielkoformatowych portretów kobiet w Galerii ARTPARK w Zakopanem. Jak by na to nie spojrzeć, zajmuję się tym przez połowę mojego życia.
Czy Twoja twórczość zmieniała się na przestrzeni lat?
Znacząco, wraz z nabywaniem doświadczenia. Od inspiracji twórczością moich mistrzów i mentorów, aż po zupełnie autonomiczne, w pełni samodzielne wybory. Nieustannie się rozwijam, pracuję nad sobą, nad przekazem i techniką mojego malarstwa. Oczywiście, to, co się aktualnie dzieje w moim życiu ma bezpośredni wpływ na moje płótna i chyba nie da się przewidzieć, co będę malowała za kilka miesięcy lub lat, chociaż pewne rzeczy są do przewidzenia. Jeden z moich nauczycieli z krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych – Rafał Borcz – napisał kiedyś w recenzji mojego dyplomu magisterskiego: „wyobrażam sobie jej obrazy jako jeszcze bardziej barwne i świetliste, lecz by to osiągnąć trzeba pokonać przeszkodę warsztatową, dobrze poznać naturę pigmentów i potrafić tak oszukać nimi ludzkie oko, by wydały się czymś więcej niż są. Na to potrzeba wielu lat pracy i zbierania malarskich doświadczeń. Ale znając hardość i ogromny artystyczny temperament Emilii wierzę w to, że jej się uda.” W istocie tak się właśnie dzieje, od lat.
Jakie wątki najczęściej pojawiają się w Twojej twórczości?
Postaci medytujących ludzi, które stworzyły cykl „Mantras„. Pierwszy obraz powstał kilka lat temu i nadal wracam do tego motywu. Jest ważny, bo łączy się z moim życiem – docenieniem przyrody, refleksji, nowym spojrzeniem w siebie. Te prace powstają, bo wciąż zastanawiam się jak pokazać wnętrze człowieka. Robię to m.in. poprzez kolorystykę. Pomarańczowe i żółte odcienie to ktoś posiadający dużą energię i moc. Z kolei „Mantras” wykonany w zieleniach i czerniach to powrót do przyrody, pokazanie osoby, która chce żyć w symbiozie ze światem. Prace te ubrane są w trochę designerską, nowoczesną formę, niemniej najistotniejsza w tym wszystkim jest interakcja z odbiorcą, przekaz emocjonalny jaki obrazy niosą ze sobą, to w jaki sposób ich obecność w danej przestrzeni oddziałuje na komfort przebywania we wnętrzu, jak wpływa na człowieka, bo to on jest medium i odbiorcą zarazem. Napisano o tym stosy książek z zakresu teorii sztuki, psychologii percepcji czy wreszcie arteterapii. Ja zajmuję się tym od strony praktycznej.
Chciałam zapytać Cię o pracownię. Wiem, że jest dla Ciebie ważna. Dlaczego?
Był czas, kiedy nie miałam własnej pracowni i było mi bardzo trudno malować. Potrzebuję miejsca, jak chyba każdy, gdzie wszystko jest odpowiednio przygotowane, by w możliwie najlepszy sposób wspomóc proces twórczy. Malowanie nie jest bowiem dodatkiem, czymś, co można robić z doskoku. Tym się żyje od wczesnego świtu aż po zmierzch, później zresztą również. Pracownia to miejsce, gdzie nic mnie nie rozprasza, gdzie mogę się należycie skupić się tylko na tym, by to, co już we mnie jest przetransponować na płótno, by treść przybrała namacalną formę. Poza tym, odpowiednia przestrzeń też jest istotna w czasie pracy nad obrazem. Mimo tego, że pracownia pełni rolę swego rodzaju azylu, nie rozdzielam życia prywatnego i sztuki. Z wiekiem, stała się to dla mnie spójna całość.
W Twoim portfolio jest bardzo interesujący obraz o tytule „Pracownia„. Opowiesz o nim?
Jest nieco bajkowy, zrobiony inaczej niż reszta. Taki całkiem prywatny. Chciałam pokazać ludziom moją osobistą przestrzeń, podobnie jak wielu artystów realizujących ten temat w swoich dziełach, włączając w to wielkich mistrzów, w tym mojego ukochanego Van Gogha. Na obrazie pokazałam uporządkowane, wyrażone mocnymi kolorami wnętrze, de facto znacznie powiększone w stosunku do rzeczywistości. Widać fragmenty obrazów, nad którymi w tamtym czasie pracowałam. Malowaniu towarzyszyła radość, że mam własne miejsce do życia.
Wiem, że dużą wagę przywiązujesz do kolorów. Masz jakieś ulubione? Sporo obrazów malujesz w odcieniach niebieskiego.
Podobno jestem kolorystką. Kolor to mój główny oręż. To jakiego kolory użyję, zależy od pory roku, od nastroju, samopoczucia, a przede wszystkim zamierzonego celu. Teraz maluję obraz w odcieniach czerwieni, ale to prawda, że błękity dominują w moich obrazach. Natomiast są kolory, których unikam, bo według mnie źle wyglądają na moich obrazach, na przykład brązy.
Czy jest coś, czego nie namalowałaś, a chciałabyś?
Gdy chcę coś zrobić, to wyobrażam to sobie i próbuję, maluję. Staram się słuchać obrazów. Nawet jeśli efekt odbiega od mojego wyobrażenia, to pracuję nad tematem, eksploruję pomysł. Powstają kolejne prace.
Miałam okazję obejrzeć sporo Twoich obrazów, aczkolwiek przeglądając Twoje prace w Internecie, zwróciłam uwagę na obrazy z cyklu „Pustostan” Jest jeszcze kilka obrazów, w których podejmujesz tematykę przestrzeni, a których wcześniej nie widziałam. Czy ten temat jest ważny?
Przestrzeń posłużyła za pretekst do opowiedzenia o świetle i kolorach. Wokół przestrzeni skupiał się mój dyplom magisterski, cykl wielkoformatowych obrazów pod wspólnym tytułem „Forma przejściowa”. Teraz niewiele u mnie obrazów z budynkami. Nie jestem też fanką malowania martwych natur. Zdarzało mi się malować morze i krajobrazy. Dziś skupiam się na emocjach, dlatego głównym motywem jest człowiek i coraz częściej zwierzęta, których malowanie jest wspaniałym doświadczeniem i daje ogromne możliwości atrakcyjnego odzwierciedlenia stanu ludzkiego ducha. W przyszłości szykuję cykl jeszcze mocniej związany z przyrodą.
Często malujesz zwierzęta. Jak się to zaczęło?
Bardzo prozaicznie. Moje dziecko zaczęło jeździć konno. Podczas tych lekcji zaczęłam obserwować zwierzęta. Nie skupiam się na szczegółach anatomicznych, przetwarzam je, skupiając się na temperamencie zwierzęcia. W tym bardzo pomaga obserwacja. Czasem , ta tematyka również jest pretekstem do zmierzenia się z odmienną estetyką. Mam obraz, który nazywam „Koniem Chagalla”, gdyż nawiązuje do jego malarstwa. Inspiruję się twórczością innych artystów.
Twoje dzieci są zainteresowane sztuką?
Daję dzieciom dowolność. Moi synowie są na tyle mali, że sztuka na razie ich nie interesuje, choć widzę, że jeden z synów jest zainteresowany projektami mebli, czyli tym, czym ja zajmowałam się w liceum plastycznym.
Zdarza Ci się malować pod konkretne wytyczne czy klienci wybierają raczej spośród Twoich autorskich obrazów?
Maluję na zamówienie. Klient najczęściej decydują się na współpracę w oparciu moje dotychczasowe portfolio. Ustalamy z klientem szczegóły mając na względzie wzajemną autonomię, ale i oczywiście oczekiwania. Ważne jest też, gdzie obraz ma „zamieszkać”. Znajomość wnętrza do którego obraz ma trafić bardzo pomaga w pracy. Zależy mi na tym, żeby odbiorca czuł się dobrze obcując z moim obrazem, a do tego potrzebne są konsultacje w czasie jego tworzenia takiej pracy. Można w zasadzie powiedzieć, że w takim przypadku klient w pewnym sensie staje się częścią obrazu, jego historii. To są ciekawe doświadczenia.
Ile czasu zajmuje Ci namalowanie obrazu?
Bardzo różnie. Miesiąc, czasem dłużej. Czasami samo myślenie nad koncepcją pracy zajmuje kilka tygodni, nawet miesięcy. Wszystko zależy od tego jak wysoko zawieszona jest poprzeczka, głównie ta mentalna. Zdarza się, że zaczynam malować, pojawia się blokada i jest przestój. Niektóre prace wracają na sztalugę po kilku latach przerwy. Tak dzieje się rzadko, bowiem z pomocą przychodzi doświadczenie, zwłaszcza to zdobyte podczas realizacji międzynarodowego projektu „Project Coincidence”, gdzie nauczyłam się syntezować własne pomysły z wizjami innych artystów. To było bardzo pomocne.
Opowiedz, proszę o technice. Czym i jak malujesz?
Najczęściej używam farb akrylowych. Szybciej schną, a to idzie w parze z moim sposobem pracy. Farby akrylowe dają sporo możliwości łączenia z innymi technikami. Mogę użyć sprayów, różnych rodzajów farb, past, mas plastycznych czy wreszcie wykończyć obraz farbami olejnymi. Najważniejsze są dobrej jakości farby. Wolę więcej zapłacić za materiały, żeby mieć komfort pracy i mieć pewność, że to, co tworzę, tworzę na długie lata.
Jak ważna jest dokumentacja twórczości?
Ważna, bardzo ważna. Potrzebne jest odpowiednie światło, żeby oddać kolor, żeby nie zniknęły szczegóły. Światło dzienne jest do tego najlepsze, pod pewnymi warunkami, ewentualnie odpowiednie sztuczne oświetlenie. Potrzebny jest dobrej klasy aparat fotograficzny, odpowiedni obiektyw, solidny statyw, ale to jest tzw. „kuchnia”. Poza tym, bardzo istotne jest należyte skatalogowanie prac, samo ich przechowywanie, porządek w dokumentacji fotograficznej i tak dalej. To kluczowe dla umożliwienia prezentacji swojej twórczości ludziom, zwłaszcza w obecnych, cyfrowych czasach.
Czy to galerie zgłaszają się do Ciebie z propozycją współpracy czy to wysyłasz swoje portfolio?
Różnie. Są galerie, które już mnie znają lub słyszały o mnie i proponują mi współpracę, ale ciągle jestem zaliczana do grona młodych artystów i aktywnie rozglądam się za miejscami i osobami, z którymi chciałabym współpracować. Co ważne, wybór musi być świadomy, dla obu stron. Wtedy można razem wiele zdziałać.
Rozmawiamy cały czas o malarstwie, a co z rysunkami albo grafikami? Zdarza Ci się jeszcze tworzyć takie prace?
Założenie rodziny zakończyło ten temat. Nie jestem w stanie skupić się na wszystkim. Na jakiś czas odłożyłam grafikę. Lubię duży format, a grafika w dużym formacie jest pracochłonna i wymaga przestrzeni i masy sprzętu, którego nie mam. Mogę korzystać z Pracowni Graficznej krakowskiego oddziału Związku Polskich Artystów Plastyków, którego jestem członkiem, ale ta ma szczelnie wypełniony grafik. Nie jest łatwo się zorganizować. Rysunki pomocnicze i szkice robię dla siebie, często, kiedy myślę nad nowym obrazem. Samodzielnych prac rysunkowych w zasadzie nie tworzę.
Jak myślisz, czy los młodych artystów się polepsza, czy pogarsza? W jakim kierunku się to rozwija?
Trudny temat. Artysta jest często zostawiony sam sobie i powinien być krytykiem i kuratorem swoich prac, a to trudne. Wymaga sporego uporu, autorefleksji i naprawdę dużej dozy pokory.
Miałaś kiedykolwiek na siebie plan B?
Nie brałam tego pod uwagę. Zawsze wiedziałam, że chce mieć rodzinę i zajmować się malarstwem. I to się udało osiągnąć. Jestem też nauczycielem i chce przekazywać to, czego się uczę, dzielić się swoim doświadczeniem.
Dziękuję za rozmowę.
Magdalena Łakoma