Tytuł tego wpisu wydawać się może dziwny, bo jak inaczej można obcować ze sztuką, jeżeli nie osobiście, we własnej osobie przyjmować ją do własnego serca i umysłu? A jednak jest w tym jakiś sens, bowiem nie każdy rodzaj sztuki przeżywać musimy będąc z dziełem w tym samym pokoju i w tym samym czasie. Rozwój internetu i urządzeń elektronicznych pozwala nam na uczestniczenie w wielu wydarzeniach, które odbywają się na żywo, ale siedząc w domu, przed komputerem czy telewizorem jesteśmy tylko widzami, którzy nie biorą w czymś udziału. Jesteśmy odbiorcami biernymi, którzy nie muszą nic robić, by odebrać jakieś sygnały czy bodźce. Tak jest z programami rozrywkowymi w telewizji, które oglądamy, które wywołują w nas jakieś emocje, ale które nie wymagają od nas uczestnictwa aktywnego, nie zmuszają nas do reakcji na to, co dzieje się na ekranie. Identycznie jest z koncertami zespołów, które kupić można na płytach DVD – możemy taki koncert obejrzeć, możemy cieszyć się, że go zobaczyliśmy, ale jest on jedynie kopią tego, co wydarzyło się kiedyś. Nie ma nas na sali koncertowej, nie klaszczemy z tłumem i nie śpiewamy ulubionych refrenów z wokalistą. Uczestniczymy w czymś tylko pozornie. Fotografie? Tak samo, oglądać je możemy w komputerze czy telefonie, ale nie widzimy ich oryginałów, egzemplarzy, które powstały jako pierwsze, a zatem patrzymy na coś cudzymi oczami w jeszcze większym stopniu, niż gdybyśmy mieli udać się na wystawę fotografii jakiegoś fotografa.
Spotkania ze sztuką w cztery oczy wymagają od nas aktywności nie tylko fizycznej, ale i psychicznej. Czy idąc na koncert ulubionego zespołu siadamy w fotelu i biernie przyglądamy się poczynaniom artystów na scenie, a do tego jemy popcorn, albo obiad? Nie, tańczymy, skaczemy, śpiewamy, klaszczemy i gwiżdżemy, gdy jesteśmy niedaleko naszych idoli i cieszymy się, że możemy słuchać ich muzyki granej w czasie rzeczywistym. Czy będąc w galerii sztuki na wystawie malarskiej rozpraszamy się co chwila dzwonieniem do kogoś, sprawdzaniem czegoś w innej zakładce naszej przeglądarki i chodzeniem po domu? Nie, wpatrujemy się w obrazy, kontemplujemy je, wyłączamy na ten czas telefon i nie dopuszczamy do siebie niczego innego, poza tym, co widzimy przed oczami. Nikt do nas nie podchodzi, nie prosi o wyniesienie śmieci, czajnik nie gwiżdże oznajmiając nam, że woda się już zagotowała, a sąsiad nie wali młotkiem w ścianę. Jesteśmy tylko my i sztuka, obrazy, które są oryginalne i oglądane przez nas na żywo, a nie przez ekran komputera czy telewizora.
I w taki sposób, poprzez aktywne spotkania ze sztuką jesteśmy w stanie przeżywać ją lepiej, głębiej. Wchodzimy w to, co widzimy i słyszymy, odrywamy się od świata, który nas otacza i cieszymy się z możliwości osobistego poznania dzieł, które znamy z drugiej ręki. Oglądanie filmów, przedstawień teatralnych, zdjęć czy fotografii w domu jest wygodne, bo do niczego nas nie zobowiązuje. Możemy przerwać kontemplację, kiedy tylko chcemy, albo dać wyrwać się z zadumy, gdy ktoś tego chce. Ale podczas koncertów czy uczestniczenia w wystawach malarskich, czy fotograficznych możemy oddać się danemu dziełu w całości i poczuć jego siłę bez problemu. Wszak to właśnie na koncertach odczuwamy najmocniejsze emocje, bo wiemy, że ktoś gra specjalnie dla nas. To w kinie czujemy najbardziej moc ważnych dla nas filmów, bo duży ekran nie pozwala nam na robienie niczego innego. Gdy udajemy się na wieczór poezji, to przeżywamy ulubione wiersze jeszcze bardziej, jeżeli czytane są przez ich autora. Takie spotkania ze sztuką są cenne dla wszystkich, bo pozwalają na całkowicie odmienne spojrzenie na dane dzieło. Gdy jesteśmy w stanie skupić się tylko na tym, co artysta próbuje nam przekazać, to odbieramy ten sygnał z wielką mocą. Dlatego warto przynajmniej raz na pół roku spotkać się z ulubioną sztuką w cztery oczy i pozwolić jej dać nam jeszcze więcej emocji i szczęścia. A jeżeli miłujemy się w malarstwie, to bez zastanowienia powinniśmy kupić dla siebie obraz, o którym od dawna marzymy, by był z nami każdego dnia.