Mówiąc ciepło chodzi oczywiście o piękniejsze pory roku, których tak bardzo brakuje nam wszystkim po każdej zimie. Już wczesną jesienią, gdy temperatury nie są jeszcze tak srogie dla naszych ciał, czujemy, że kończy się piękny okres, że oto trzeba uzbroić się w cierpliwość i przeczekać kilka kolejnych miesięcy, które obfitować będą w chłody, mrozy, wiatr, deszcz i opady śniegu. Wiosna i lato to piękne okresy, których nigdy nie ma za dużo. Wielu z nas wolałoby mieszkać w krajach, gdzie dodatnie temperatury trwają przez cały rok, ale nie każdy może pozwolić sobie na wyjazd na zawsze. Dlatego tak bardzo tęsknimy do letnich ubrań, do pięknego słońca, które daje nam upały i pogodę pozwalającą na spacery i spędzanie czasu na świeżym powietrzu. Kochamy wiosnę za jej piękno, za to, że ożywia świat, nadaje mu kolorów i daje nam wszystkim nadzieję na rychłe nadejście lata. Lato kochamy za wysokie temperatury, za słońce, które każdego niemal dnia świeci pięknie i ogrzewa nasze ciała. Bo lubimy ciepło, lubimy wygrzewać się w promieniach słonecznych i lubimy korzystać ze wspaniałości świata, który latem i wiosną jest po prostu wspaniały.
Wpis ten powstał za sprawą obrazu Marty Lipowskiej, który nosi tytuł „Pod słońce”. Piękne emocje wzbudza w odbiorcach, piękne myśli przyciąga do głowy i pozwala na pokrzepienie się myślą, że chłodne dni niedługo ustąpią wspaniałej wiośnie i letniej pogodzie. Patrząc na ten obraz od razu przychodzi do głowy właśnie taki okres – lato albo ciepła wiosna i spędzanie czasu na świeżym powietrzu do późnych godzin wieczornych. Podziwianie zachodów słońca również jest elementem, który kojarzy się nam z tymi okresami, bo któż nie lubi widzieć rozpalonego nieba, kiedy słońce chowa się za horyzontem? Jest to piękny czas dnia, chwytanie ostatnich promieni słonecznych, podziwianie palety barw, które skrzą się na nieboskłonie. Spacery w takich sytuacjach są wyjątkowo kojące i cieszące nasze serca i umysły. Spójrzmy jeszcze raz na obraz Marty Lipowskiej i przypomnijmy sobie ostatnie lato, ostatnie wakacje, podczas których mogliśmy odpocząć od pracy i zmartwień będąc na swoich urlopach. Bo takie myśli przychodzą do głowy od razu dzięki temu dziełu.
Ulice skąpane w słońcu, ciepłe powietrze, wilgotne ciała i ochota na wszystko, co jest przyjemne – takie jest właśnie lato, które wielkimi krokami się do nas zbliża. Można doszukiwać się oczywiście innych znaczeń tego obrazu, można kontemplować postaci, które się na nim pojawiają i zastanawiać się, które miasto przedstawione jest na tym dziele. Można również doszukiwać się tu ukrytych znaczeń głębszych, niż dosłowne odczytywanie tego, jako wizji ciepłej pory roku i emocji, które w nas ona wywołuje. Jednak w sztuce najpiękniejsza jest jej dowolność. Postaci na obrazie mogą podążać ku swojemu przeznaczeniu, mogą iść w stronę słońca z nadzieją, że czeka je tam coś wspaniałego. Ale równie dobrze może to być zwykłe przedstawienie sceny, którą autorka kiedyś widziała, która zapadła jej w pamięć, lub która jest jej wyobrażeniem szczęścia. Bo patrząc na ten obraz nie można nie odnieść wrażenia, że spoglądamy na szczęście w jego prostej, ale pięknej postaci. Słońce ostatkiem sił oświetlające ulice małego miasteczka, zakochana para podążające w jego kierunku i mężczyzna, który z sobie tylko znanymi myślami spaceruje powoli i bez zmartwień – niby zwykły widok, a mówiący tak wiele i dający mnóstwo dobrych emocji oraz skojarzeń.
Ciepło przyjdzie do nas już niedługo i zacznie przyjemnie nas rozpieszczać. Musimy dać mu jeszcze trochę czasu, pozwolić mu na nabranie odwagi, ale wiosna już z nami jest, a lato nadejdzie szybciej, niż nam się wydaje. Bo czas leci szybko i często nawet nie zauważamy jego pośpiechu. Na szczęście są takie chwile, gdy zatrzymać się możemy i gdy potrafimy skupić się na pięknie i na sprawach pozornie błahych, ale dających nam mnóstwo emocji i radości. Tak samo zatrzymać się warto przy obrazie Marty Lipowskiej i chłonąć jego klimat, który jest piękny i zachwycający w swojej prostocie. Na pewno przywołuje piękne wspomnienia, za którymi mocno tęsknimy w chłodniejsze dni.