Mówi się coraz częściej, że artyści zajmujący się tworzeniem muzyki z każdym kolejnym dniem popełniają swoiste plagiaty, że wszystko, co można było zagrać na wszystkich instrumentach świata zostało już zagrane, a to, co pojawia się, jako nowość jest tak naprawdę powtarzaniem wszystkich dźwięków, które do tej pory zabrzmiały. Wielu ludzi tak twierdzi i są świecie przekonani, że mają rację, że muzyka nie jest w stanie dać nikomu więcej nowości, a współcześni muzycy skazani są na powielanie czyichś schematów. Do tego twierdzi się, że prawdziwe nowości powstawać będą dopiero wtedy, gdy wymyśli się nowe instrumenty, albo gdy narodzi się artysta wielki i potrafiący jeszcze wynaleźć coś nowego. Bez względu na to czy to stwierdzenie jest prawdziwe czy nie(bo niby jak ktoś jest w stanie dojść do takich wniosków nie przesłuchawszy wpierw całej muzyki świata?), można zastanowić się nad czymś innym – czy wtórność w sztuce w ogóle jest aż taka straszna, jak się to może nam wydawać? Czy powtarzanie pewnych elementów, chwytów, schematów albo wizji jest czymś złym? Czy wyraźne inspiracje innym dziełem sztuki lub artystą są karygodne? Cała ta sprawa jest znacznie prostsza, niż się to może wydawać.
Bo trzeba pamiętać, że plagiat jest zły, ale plagiatem jest bezprawne wykorzystywanie czyjegoś pomysłu lub dzieła w celach zarobkowych, a przy tym sugerowanie, że dane dzieło jest naszą(artystów) własnością. Prawo autorskie musi być przestrzegane przez wszystkich, ale też nikt nie powinien mieć z tym problemów. Wszak plagiat można bardzo łatwo odróżnić, bowiem będzie on bardzo mocno przypominał dzieło oryginalne. Oczywiście wiele było, jest i będzie przypadków, kiedy dwóch twórców sądzić się będzie o to, kto był pierwszy w przypadku stworzenia danego dzieła, ale nie w tym rzecz. Chodzi o to, że drobne zapożyczenia, inspirowanie się czyjąś twórczością lub powielanie schematów nie jest od razu plagiatem czy kradzieżą czyjej własności intelektualnej. Prawo przewiduje wszak możliwość wykorzystywania fragmentów innych utworów artystycznych za sprawą prawa cytatu.
Sprawa wtórności w sztuce opiera się również na kwestii poruszania tematów, które już ktoś poruszył. Kiedy jeden artysta zaznajomił się z dziełem innego, ale uznał, że jest ono niekompletne lub że brakuje mu pewnych cech, to nie ma żadnych przeszkód, by mogło powstać dzieło teoretycznie takie samo, a jednak inne dzięki odmiennemu podejściu i dodaniu do pierwotnego tworu pewnych cech. Oczywiście w tym przypadku ciężko jest nie otrzeć się o granicę kradzieży czyjejś własności intelektualnej i materialnej, ale nie ma też żadnych przeciwwskazań, by czyjeś dzieło sztuki mogło stać się natchnieniem dla innego, które mocno czerpać będzie z pierwowzoru. I tak postępują często współcześni artyści. Wykonują własne interpretacje czyichś utworów, modyfikują mniej lub bardziej czyjeś dzieła sztuki i wzorują się na osobach, które są dla nich swoistymi autorytetami. I nie ma w tym niczego złego, bo natchnienie przyjść może z każdej strony, tak jak pragnienie stworzenia własnej wizji jakiejś sprawy czy jakiegoś przedmiotu.
Nie można mówić o kradzieży czyjegoś pomysłu, jeżeli dane dzieło sztuki nosi w sobie pewne elementy czyjegoś tworu, a jednak prezentuje sobą coś odmiennego, charakterystycznego. Nie można mówić o plagiacie, jeżeli wykorzystuje się fragment innego dzieła w swoim, który to fragment pozwala na podniesienie wartości, wprowadzenie pewnych ważnych elementów. Może nam się wydawać, że to, co widzimy w galerii sztuki czy to, co słyszmy na koncercie, czy płycie muzycznej było gdzieś już przez nas słyszane, że gdzieś to widzieliśmy i doświadczaliśmy tego. Ale w sztuce ważne są także te interpretacje jakiegoś tematu, które pozwalają spojrzeć na niego z zupełnie innej strony. Wtórność w sztuce może być większa lub mniejsza, ale nie zmienia to faktu, że za każdym razem, gdy powstaje jakieś utwór mamy do czynienia z czymś nowym, co tylko zaadaptowało do swoich potrzeb czyjeś wcześniejsze dokonania. I nie jest to powód do jakichkolwiek oskarżeń czy bulwersowania się. Jest to jedynie prawo sztuki i artystów, którzy mogą czerpać ze wszystkiego, ale mimo wszystko w ograniczonym zakresie.