Cały świat i ludzie, którzy o nim stąpają, zdają się mieć swoistą manię nazywania wszystkiego. Czy zauważyliśmy kiedyś, że każdy przedmiot, który znaleźć możemy w naszym otoczeniu posiada swoją unikalną nazwę? Czy zdaliśmy sobie sprawę, że świat nie ma już w sobie niczego anonimowego? Krzesła, drzwi, samochody, powietrze, atomy, karaluchy, słonie, woda morska, woda pitna, grzyby trujące, grzyby jadalne, manganian potasu, azot, argon, bawełna, wełna, linoleum, ropa, benzyna, czerwień, beż, purpura, chmury deszczowe, chmury burzowe, obrazy, muzyka, instrumenty, narzędzia – wszystko, co istnieje ma swoją nazwę. Wszystko jest znane, jak nie nam, to komuś innemu. Jeżeli my nie wiemy, jak nazywa się coś, co widzimy przed oczami, to możemy być całkowicie pewni, że znajdzie się osoba, która mogłaby bez przeszkód wyjaśnić nam z czym mamy do czynienia. Dlatego właśnie świat pełen jest specjalistów od wszystkiego i od niczego. Każdy na czymś się zna, każdy posiada wiedzę, która jest niedostępna dla kogoś innego. I taki porządek wydaje się nam być najlepszy, bo w sumie nie wyobrażamy sobie, by coś mogło być nienazwane. Jeżeli trafi się jakaś nowość, element nie zbadany wcześniej, to zawsze pierwszym odruchem wobec tego staje się nadanie nazwy. Jak w przypadku nowych gwiazd czy planet, które są nazywane na cześć swoich odkrywców.
Czy nigdy nie zastanawiał nas ten fenomen, to swoiste porządkowanie rzeczywistości, w której ludzie istnieją? Wszak nie da się znaleźć obecnie czegokolwiek, co nie miałoby nazwy. Można jedynie tworzyć nowe połączenia słów i promować je na portalach społecznościowych, ale jest bardzo mało prawdopodobne, by się przyjęły. Dlaczego? Czy słowo „byk” jest słowem innym, niż „chalipapuka”? Tak, bo to drugie nie odnosi się do żadnego przedmiotu. I nie, bo oba słowa, to po prostu słowa. Z tym, że pierwsze od razu stawia nam przed oczami zwierzę, które ma rogi i jest mocno umięśnione, a to drugie pobudza naszą wyobraźnię, bo czymże by to mogło być to „chalipapuka”? Dziwne, prawda? No właśnie, bo w dzisiejszych czasach musimy wszystko z czymś kojarzyć. Każde słowo musi się do czegoś odnosić, bo tak jest nam łatwiej żyć. Dużo prościej jest formułować swoje myśli i wypowiadać je ustami, jeżeli wiemy, jak nazywają się przedmioty, o których pragniemy coś powiedzieć. Nazewnictwo porządkuje nasz wszechświat i pozwala się nam w nim odnaleźć. Potrzebujemy tego i jednocześnie nie zdajemy sobie sprawy z tego, jak bardzo jest nam to niezbędne do życia.
A co się dzieje, gdy jednak zdarzy się nam trafić na coś, co nie jest wyjaśnione słowami? Co się dzieje, jeżeli trafiamy na przedmiot, który pozostawia nam pełną dowolność określania go, nazywania i interpretowania? Pewnie czujemy się zagubieni. A może rozdrażnieni? A może nie czujemy zaskoczenia czy złości, a jedynie radość z czekającego nas wyzwania? Tak może być w przypadku dzieł sztuki, które z jakiegoś powodu nie zostały nazwane przez artystów, lub które swoją nazwę utraciły w wyniku upływu czasu i szwankowania ludzkiej pamięci. Bo jest wiele dzieł sztuki, które nazwy czy tytułu nie posiadają. Ich tytułem jest wręcz „brak tytułu”, co sprawia, że ich odbiorca nie tyle czuje się zagubiony, co odkrywa przed sobą ogrom możliwości. Jego oczom ukazuje się mnóstwo nowych ścieżek, którymi może podążyć i tylko od niego zależy, jak będzie wyglądała jego droga do poznania danego dzieła sztuki. Bo co nam dają tytuły? Są drogowskazami, podpowiedziami odnośnie tego, w którym kierunku należy iść w odbiorze dzieła sztuki. Pokazują nam albo większość, albo tylko drobny ułamek zakrytej przed nami tajemnicy, którą chcemy poznać.
Ale równie dobrze mogą być dla nas jedynie wprowadzeniem w błąd, grą słów i próbą oszukania naszych umysłów. Tytuły dzieł sztuki nie muszą zawsze odzwierciedlać tego, co dane dzieła przedstawiają swoją formą. Mogą być kompletnie oderwane od rzeczywistości, mogą dotykać rzeczy i spraw, całkowicie niezwiązanych z tym, co widzimy oczami czy słyszymy uszami. Mimo wszystko tytuły dzieł są tym, co przykuwa uwagę odbiorców, są elementem, na którym wszyscy się skupiają, bo każdy pragnie odnaleźć w nich odpowiedź na pytania, które rodzą się w trakcie odbierania przekazu artystycznego. Z drugiej strony tytuły dzieł mogą być tylko wstępem do tego, co kryje się pod nimi. Nic nie zmienia jednak faktu, że tytułów z reguły oczekuje się od wszystkiego, bo przywykliśmy do nazewnictwa i pewnych podpowiedzi ze strony twórców. Co dzieje się jednak w przypadku obrazów takich jak ten, który stworzony został przez Joannę Maślejak, a który w sklepie Gallerystore.pl oznaczony jest, jako „bez tytułu”? Czy wydaje się nam on jakoś bardziej atrakcyjny i pociągający? Czy jest może odwrotnie – nie czujemy podekscytowania i wręcz go nie zauważamy, bo nie dostajemy podpowiedzi odnośnie tego, na co patrzymy? Każdy sam musi odpowiedzieć sobie na to pytanie i zastanowić się nad tym, jak bardzo nazewnictwo i podpowiedzi w formie tytułów dzieł sztuki zaburzyć potrafią nas odbiór sztuki i sprawić, że czuć się będziemy po prostu zagubieni, gdy nasze oczy i umysły będą musiały zacząć pracować na najwyższych obrotach, by choć trochę zinterpretować jakieś dzieło sztuki.
A gdy odpowiemy sobie na to pytanie, będziemy mogli uspokoić się, bo dzieło artystki nazywa się „Moment prawdy” lub po prostu „Prawda. Ale czy ma to aż takie znaczenie dla nas, jako odbiorców?