Nie lubimy nakazów i zakazów

Co pojawia się w naszej głowie, jako pierwsze, gdy słyszymy od kogoś, że czegoś zrobić nie możemy? Oczywiście najpierw czujemy wewnętrzny sprzeciw i złość, bo jak to jest, że ktoś nam może czegoś zakazywać? Przecież jesteśmy wolnymi ludźmi i możemy robić, co tylko się nam podoba. Ale nie wszystkie zakazy i nakazy są złe, bo wiele z nich ma za zadanie utrzymać nas w dobrym zdrowiu i przede wszystkim nie szkodzić innym. Można oczywiście wychodzić z założenia, że zakazy są po to, by je łamać, ale gdyby wszyscy w ten sposób postępowali, to żylibyśmy w świecie bezprawia, w którym rządziliby najsilniejsi, a jedynym słusznym prawem byłoby prawo pięści. Na szczęście żyjemy w państwie prawa, w którym zdecydowana większość ludzi określonych zasad życia przestrzega. Jednak sensem tego wpisu nie jest ślepe posłuszeństwo w każdym przypadku, a umiejętność dostrzeżenia złych zamiarów i krzywdzących decyzji, które nie chronią nas przed złem, a jedynie zabierają nam nasze przyjemności i rzeczy, do których mamy święte prawo.

I wbrew pozorom, wbrew nastrojowi pierwszego akapitu, który sugeruje rewoltę wobec ograniczeń ze strony państwa, chodzi tu o ustosunkowanie się do ludzi, którzy ze sztuką w każdej jej formie próbują walczyć na różne sposoby. Często słyszy się o bojkotowaniu różnych form artystycznych, które nie odpowiadają jakiejś części społeczeństwa. Ludzie gromadzą się po kinami, teatrami czy galeriami sztuki i protestują przeciwko dziełom sztuki, które w ich mniemaniu deprawują młodzież, albo brukają tradycję, religię czy spokój społeczny. I najczęściej są to niewielkie grupki przeciwników danego dzieła, kilkadziesiąt osób, które próbują narzucić wszystkim innym swoje zdanie. I mimo iż można protestować i wyrażać publicznie swoje zdanie, mimo iż można sprzeciwiać się wobec czegoś, to wciąż nie można oczekiwać, że głos mniejszości czy czyjkolwiek będzie w stanie zabrać innym prawo do kontaktu ze sztuką, jaka by ona nie była. Bo sztuka jest również formą wyrażania emocji i własnego zdania artysty i również ona ma prawo być prezentowana publicznie.

Ale prawdziwym problemem ludzi, którzy pragnęliby dostosować sztukę całego świata pod swoje dyktando nie jest ich częsta agresja i próby narzucenia innym swojego zdania. Problemem tych ludzi jest brak umiejętności wyrwania się ze sztywnych ram postrzegania świata i sztuki. Nie potrafią oni dojrzeć czegoś więcej w dziełach, które na pierwszy rzut oka mogą wydawać się obrazoburcze. Nie patrzą w głąb, nie analizują i nie chcą zrozumieć pewnych elementów, dlatego oceniają powierzchownie i idą za głosem pierwszego uczucia, które pojawi się w nich pod wpływem dzieła sztuki. Wystarczy im wiadomość, że w jakimś spektaklu teatralnym pojawi się pornografia i nie czują się nawet w obowiązku zweryfikowania tych wiadomości. Za to czują się w świętym obowiązku, by spektakl ten usunąć ze świata, zabezpieczyć wejście do teatru, by nikt nie mógł przedstawienia obejrzeć w dniu premiery. A później i tak okazuje się, że nie było najmniejszych powodów do paniki czy złości, bo pornografii na scenie nie uraczył nikt.

Nie da się nakazać komuś unikania pewnych dzieł sztuki i nie da się wprowadzić zakazów dotyczących kontaktów z nią. Współczesny świat nie jest już tak ograniczony pod względem przepływu informacji, jak jeszcze kilkadziesiąt lat temu. Dzisiaj rożnego rodzaju zakazy i nakazy stają się powodem nie do grzecznego i przestrzegania, ale do swoistego buntu. Wolność polega na nieskrępowanym dostępie do dzieł sztuki, które nie zawsze muszą być dla wszystkich przyzwoite. Ale ich pojawienie się na świecie nie może być niczym ograniczone, a na pewno nie głosem mniejszości, która za sprawą powierzchownego zaznajomienia się z czymś czuje się w obowiązku do ochrony ludzkości przez zepsuciem i złem. W sztuce nie ma ograniczeń i może ona poruszać wiele tematów, które nie zawsze wszystkim muszą przypaść do gustu. Nie można zakazać dostępuj do niej, ani prześladować ludzi, którzy chcą z nią obcować. Bo to po prostu nic nie da.